Porody są na ogół bolesne — nowy człowiek rodzi się w bólach, transformacja to najczęściej droga przez mękę. Kiedy Neo wybudzał się z Matrixa, cierpiał. Nie inaczej było ze mną.
Fragment książki „Biohacking menopauzy”, Aleksandra Laudańska, wyd. Sensus
Osiemnaście miesięcy temu zaczęłam odczuwać dziwne bóle ciała — bolały mnie stawy, kości, mięśnie. Najgorsze były poranki — do łazienki chodziłam zgięta wpół. To było coś niespotykanego — zawsze byłam bardzo zdrowa, a moje ciało odznaczało się siłą i elastycznością. Dobrze się odżywiałam, ćwiczyłam jogę, trenowałam crossfit, przerzucałam ciężary na siłowni. Trzymałam się w formie właśnie po to, żeby uniknąć takich historii w późniejszym wieku. Śmiałam się z powiedzenia, że jeśli po czterdziestce wstajesz rano i nic cię nie boli, to nie żyjesz.
Mnie miało to nie dotyczyć.
Te bóle były dla mnie czymś niezrozumiałym. Na początku wzięłam je na przeczekanie, uznałam, że same przejdą — popiję napoju imbirowego, wyśpię się i będzie dobrze. Po trzech tygodniach zaczęłam myśleć, że może to zespół pocovidowy. Potem zaczęłam podejrzewać boreliozę, fibromialgię, reumatyzm. Czas mijał, a bóle nie przechodziły. Były naprawdę uciążliwe. Ruch bolał, więc go unikałam. Przez to przytyłam, co dodatkowo spowodowało, że czułam się źle sama ze sobą. Błędne koło. Naprawdę cierpiałam.
W końcu zaczęłam myśleć, że mam raka.
Ale wtedy dostałam książkę. Tam trafiłam na opis moich dolegliwości. Okazało się, że to są objawy bardzo typowej kobiecej przypadłości. Podkreślam: typowej, czyli powszechnej. Przypadłości, której nazwy nie usłyszycie w towarzystwie. To Voldemort kobiecej fizjologii. Słowo, którego kobiety nie chcą wypowiadać. Często nawet nie chcą przyznać się, że „sama-wiesz-co” ich dotyczy.
Ta przypadłość to… MENOPAUZA. A odczuwane przez mnie bóle ciała to jeden z objawów tego, że moje jajniki przestają produkować estrogen i zamykają stragan z jajeczkami.
Miałam czterdzieści sześć lat. Uważałam, że menopauza jeszcze mnie nie dotyczy. Przecież średni wiek, kiedy kobiety przechodzą menopauzę, to pięćdziesiąt jeden lat. Postanowiłam zgłębić temat. Z grup wsparcia dowiedziałam się, że mnóstwo kobiet cierpi tak samo jak ja, a nawet bardziej. Dużo bardziej. Ja wciąż miałam swoje optymistyczne nastawienie do życia, dobry sen, jasność myśli i ochotę na seks.
Gdy czytałam książkę „Mądrość menopauzy” i zwierzenia innych kobiet, zrozumiałam, jak niewiele wiedziałam o menopauzie. My wszystkie niewiele wiemy. Kiedy pojawiają się objawy nadchodzącej menopauzy, bierzemy je za różne choroby i rzadko wpadamy na pomysł, żeby diagnozowanie zacząć od zbadania poziomu hormonów. Internistom, fizjoterapeutom, psychiatrom, do których chodzimy po pomoc, również nie przychodzi to do głowy — na wydziałach medycznych menopauzie nie poświęca się dużo czasu.
Ja oczekiwałam uderzeń gorąca — o tym objawie mówiła mi mama. Tymczasem możliwych objawów nadchodzącej menopauzy naliczono dotąd trzydzieści cztery, a to nie koniec — lista jest wciąż otwarta.
W „top 10” są między innymi: wahania nastroju, przybieranie na wadze, spadek libido, kłopoty ze snem, trudności z koncentracją. Dodajmy jeszcze rozsadzające czaszkę bóle głowy oraz utratę włosów i mamy obraz tego, co przechodzą kobiety, gdy ich płodność wygasa. Większość kobiet, bo aż 85%, doświadcza przynajmniej kilku takich objawów. Mogą pojawić się niedługo po czterdziestce, na kilka lat przed menopauzą, czyli ostatnią miesiączką, i trwają średnio siedem lat. A mogą występować nawet przez piętnaście. Wyobraźcie sobie: ponad pięć tysięcy dni w bólu plus masa innych wątpliwych atrakcji. Ja miałam dość po roku.
Kobiety niechętnie dzielą się takimi doświadczeniami. Tego typu opowieści są zarezerwowane dla innych kobiet, takich, z którymi jesteśmy blisko. Ale też sporo z nich nie przyznaje się do menopauzy nawet przed koleżankami. Nie chcą powiedzieć o tym partnerowi, żeby nie uznał, że się „przeterminowały”.
Dałyśmy sobie wmówić, że kobieta jest pełnowartościowa i atrakcyjna, gdy jest płodna, a kobiety po pięćdziesiątce nadają się już tylko na złomowanie i wymianę na młodszy model. Uwierzyłyśmy, że starzejąc się, stajemy się niewidzialne. Że stajemy się „planktonem” — ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego w miłości i w pracy. Taka narracja jest bardzo krzywdząca dla kobiet i czas ją zmienić. Ja nie zamierzam tracić mojej widoczności, nie zamierzam być planktonem. I nie jestem w tym odosobniona.
Pokutuje mit, że kiedyś kobiety nie dożywały menopauzy. Okazuje się jednak, że nawet w prymitywnych społeczeństwach część z nich dożywała wieku znacznie powyżej średniego. To sugeruje, że menopauza jest cechą, a nie błędem ewolucji człowieka. Niektórzy badacze sugerują, że nawet więcej — to menopauzie zawdzięczamy sukces naszego gatunku.
Dzięki temu, że starsze kobiety pomagały swoim córkom opiekować się potomstwem, plemiona mogły szybciej wracać do zdrowia po epidemii lub innym kryzysie, a płodne kobiety — rozmnażać się, a że żadna nie mogła robić tego w nieskończoność, plemieniu nie groziło przeludnienie.
To utorowało drogę dla tzw. hipotezy babci: dzięki babciom córki mogły mieć więcej dzieci, a geny długowieczności, które posiadały babcie, przekazywane były większej liczbie wnuków, dzięki czemu te geny zaczęły dominować w populacji.
Antropolożka Kristen Hawkes badająca współczesne plemię Hadza, które nadal żyje jak plemiona sprzed dziesięciu tysięcy lat, odkryła, że energiczna grupa starszych kobiet przynosi do obozu więcej jedzenia niż inni członkowie plemienia. Więcej niż mężczyźni i młodsze kobiety. W Hadza i innych plemionach kobiety osiągają szczytową wydajność w wieku pięćdziesięciu lat i do późnego wieku wytwarzają nadwyżki kaloryczne. Konkluzja badaczki była taka: plemiona znane są z zabijania członków, którzy nie mogą wnieść wkładu. Jeśli babć się nie morduje, to dlatego, że są przydatne.
Ale jest jeszcze inny aspekt tego, co kobiety po menopauzie wnoszą do społeczności. Stają się „tymi, które wiedzą”. Tak były traktowane w starożytnych kulturach — zostawały prorokiniami, kapłankami, szamankami i uzdrowicielkami. Mówiono, że „zatrzymują swoją mądrą krew”. Rdzenni Amerykanie mają piękne przysłowie: „Gdy kobieta zaczyna miesiączkować, styka się ze swoją mocą, gdy miesiączkuje — praktykuje ją, w trakcie menopauzy — staje się mocą”. W ich społecznościach kobiety postmenopauzalne są bardzo szanowane, zostają liderkami.
Doktor Christiane Northrup w swojej „biblii menopauzy” pisze, że w okresie perimenopauzy — czyli w czasie poprzedzającym menopauzę — nasz system nerwowy zostaje, całkiem dosłownie, na nowo okablowany. Mówiąc prościej: nasze mózgi się zmieniają.
Czytaj także: Menopauza, czyli rytuał przejścia. Rozmowa z Christiane Northrup, autorką słynnej książki „Mądrość menopauzy”
Jestem redaktorką naczelną magazynu dla seniorów i mam dużo kontaktów z ludźmi sześćdziesiąt i siedemdziesiąt plus. Uczestniczę w różnych wydarzeniach senioralnych. Wszędzie, dosłownie wszędzie, widzę bardzo aktywne dojrzałe kobiety — biorą udział w spotkaniach, szkoleniach, warsztatach, są słuchaczkami uniwersytetów trzeciego wieku. Dojrzałe kobiety są pełne energii, radości życia, pomysłów, ubierają się kolorowo, w rękach dzierżą smartfony i często trudno za nimi nadążyć — tworzą, uczą się, angażują w wolontariat, podróżują. Nosi je. To w dużej mierze efekt tego, że po menopauzie do głosu dochodzi testosteron — hormon pewności siebie, odwagi i… szczerości.
Każdego roku przez Bramę Mocy przechodzi 25 milionów kobiet. Do 2025 roku będzie na świecie miliard kobiet z doświadczeniem menopauzy. Miliard kobiet z nowym okablowaniem mózgu. Jedna ósma populacji Ziemi.
Dzisiaj Kobiety Mocy nie muszą już wykorzystywać nadwyżek energii, aby pomóc swoim rodzinom przetrwać. Mogą skierować ją na realizowanie pasji i na to wszystko, na co nie miały czasu wcześniej. Mogą też pomóc całej ludzkości. Zmiany hormonalne powodują, że kobieta zyskuje ostrzejsze spojrzenie na nierówności i niesprawiedliwości. Więcej postmenopauzalnych kobiet u władzy to mniej wojen. My ich nie wywołujemy, a badania wykazały, że gdy w zespołach, które podpisują umowy pokojowe, są kobiety, pokój trwa dłużej. Można się spodziewać, że z kryzysem klimatycznym poradzilibyśmy sobie szybciej, gdyby to dojrzałe kobiety podejmowały decyzje, przy ścisłej współpracy z nastoletnimi aktywistkami. Jak mówiła antropolożka Margaret Mead w latach pięćdziesiątych XX wieku: „Nie ma większej siły na świecie niż zapał kobiety po menopauzie”. Dajmy się poprowadzić tej sile.
Zanim jednak ona da o sobie znać w każdej z nas, mamy pauzę w życiu — czas zwolnienia obrotów i skupienia się na sobie i swoich potrzebach. Zanim znowu wciśniemy „play”, mamy czas konfrontacji — z ciałem, z przekonaniami, z relacjami, w których jesteśmy.
Mówi się, że menopauza wystawia nam rachunek za dotychczasowy tryb życia.
Mnie bolące ciało zmusiło do zwolnienia. Zaczęłam oszczędzać energię — coś, czego nigdy nie robiłam. Zawsze miałam dużo energii i nie oszczędzałam jej zupełnie — rozdawałam na lewo i prawo. Non stop działałam na wysokich obrotach. Praca, dzieci, nadgodziny przy komputerze po nocach, dźwiganie zakupów. Jak treningi, to na maksa. Kiedy piętnaście lat temu urodziłam syna, trzy dni później poszłam do firmy, którą zarządzałam. Słyszałam: „Pani Olu, pani jeszcze tu?”. „Ja już tu!” — odpowiadałam klientom z uśmiechem.
Piętnaście lat później moje wchodzące w menopauzę ciało powiedziało stop. Na myśl o staniu przy kuchni i smażeniu naleśników dla syna robiło mi się słabo. „Mamo, głodny jestem”. „To sobie zrób” — kwestia przygotowania jedzenia stała się zarzewiem konfliktów. Sprzątanie — nigdy nie rwałam się do tego, ale teraz to już w ogóle przestałam robić cokolwiek. To samo z dźwiganiem zakupów. Jak ja mogłam kiedyś sama targać te ciężkie siaty?
Podczas wchodzenia w menopauzę z satysfakcją odkryłam moc słów: NIE CHCE MI SIĘ — NIE MUSZĘ.
Kiedyś na grupie wsparcia przeczytałam post jednej z dziewczyn: miała w sobotę zrobić zakupy, posprzątać, potem pobiegać, a w efekcie poszła na zakupy, wróciła i… zasnęła. Inna pada na twarz po tym, jak zmieni pościel na łóżku, a kolejna czuje się zmęczona już na sam widok sterty ubrań do prasowania. Dziewczyny na grupie komentują takie posty — czas zwolnić, zajmij się sobą bez wyrzutów sumienia.
Badanie przeprowadzone przez Sukces Pisany Szminką wykazało, że 70% kobiet rezygnuje z czasu tylko dla siebie, bo uważają, że inni ich potrzebują. Kobiety wchodzące w menopauzę albo tracą cierpliwość do ogarniania innych, albo odczuwane dolegliwości sprawiają, że nie mają siły tego robić.
Menopauza pomaga zobaczyć, co jest dla mnie tak naprawdę ważne. Uczy, żeby zająć się sobą bez wyrzutów sumienia i poczucia winy. Pomaga zrozumieć i poczuć, że jestem ważna.
Nie czekaj z tym do menopauzy. Nie czekaj, aż ból cię tego nauczy. Odpuść sobie to, co ci nie służy, zadbaj o siebie. Naucz się myśleć: „zasługuję”, „należy mi się”, „jestem wspaniała”. Zacznij już dziś. Bo menopauza kiedyś na pewno nadejdzie i skonfrontuje cię ze wszystkim, co zaniedbane, nieutulone, niedopieszczone i nierozwiązane.
Zacznijmy mówić o menopauzie w nowy sposób — jak o Bramie Mocy, nowym otwarciu, a nie przedsionku śmierci. I wspierajmy się. Pielęgnujmy siostrzeństwo.
Fot. materiały prasowe