Jak szybko stracić na wadze? Kupić ją za 200 zł, a sprzedać za 100. Kawał może stary, prawda wcale nie taka nowa. Chcesz schudnąć – musisz jeść! Ale zdrowo i z głową.
Dieta 1200 kalorii? Proszę bardzo. Na mniejszym talerzu zjesz mniej? Pewnie, że tak. Tylko białko? Jak najbardziej, bo spala tłuszcz. Jedynie warzywa i owoce? Oczywiście – bo błonnik, który zawierają, pobudza przemianę materii, no i warzywa są niskokaloryczne. Ograniczanie kalorii i większa aktywność ruchowa – też sensownie brzmi, zresztą słyszymy to od dawna. Niektórzy nawet stosują. Bywa, że skutecznie. Ale tylko na jakiś czas. Tylko że gdy przestaniemy liczyć kalorie i raz czy dwa nie pójdziemy na aerobik, dawna waga powraca, nierzadko z niezłą nawiązką. I bądź tu mądra!
Wiele dietetycznych postulatów wygląda na całkiem rozsądne, łykamy je chętnie niczym suplementy diety, które mają a to pobudzić nasz metabolizm, a to usunąć „nagromadzoną wodę”. Tylko po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że mamy spalać więcej kalorii i jednocześnie, będąc na diecie, mniej sobie ich dostarczać. Jak zareaguje na takie traktowanie organizm? Zacznie gromadzić i odkładać tkankę tłuszczową. Co my na to? Ograniczamy się jeszcze bardziej… Poddawanie się rygorystycznym dietom, a także nadmierna troska o jedzenie, zakłócają naturalny mechanizm apetytu i głodu. Do tego dochodzi stres, na który organizm reaguje nadmiernym łaknieniem, bo jedzenie… uspokaja. Ale zajadanie emocji powoduje tycie, tycie z kolei wyrzuty sumienia i powrót do ścisłego rygoru, a więc znowu stres… Kręcimy się w kółko jak na karuzeli.
Kobiecy problem
Kto najczęściej wpada w
pułapkę odchudzania? Jak się okazuje, choć statystyki mówią, że otyłych mężczyzn jest więcej, to na dietę przechodzą głównie kobiety. Mężczyźni robią to dopiero wtedy, gdy waga zaczyna być dla nich jakąś przeszkodą, problemem zdrowotnym, a kobiety – z powodów głównie estetycznych. – Rozmowa między kobietami o tym, ile zjadły, jak się powstrzymywały przed jedzeniem, jak ostatecznie uległy popędowi, jak się z tego powodu czują winne i wreszcie jaką pokutę (ćwiczenia, coraz bardziej restrykcyjne diety) przyjęły w związku z tą winą – zupełnie wyklucza mężczyzn – twierdzi psycholog i psychoterapeuta Paweł Droździak. – To wspólna celebracja problemu etycznego „jak nie dać się ponieść popędom, które prowadzą na złą drogę”. My, mężczyźni, tak tego nie przeżywamy, bo nasz stosunek do własnego popędu nie jest ambiwalentny, ale u kobiet – owszem. Odkąd kultura przyzwala kobietom na swobodne doświadczenia seksualne, odtąd mniej celebrują grę w: „jestem kuszona, czuję pragnienie, postanawiam nie ulegać, ale w końcu ulegam, pokutuję, wzmacniam kontrolę, znów jestem kuszona, ulegam, odczuwam rozkosz, później winę”. A skoro nie można już tego robić na polu seksu, bo kultura anulowała zakaz, to można na polu jedzenia – dodaje.
W powyższym podejściu wyraża się niestety także nasz, kobiecy, stosunek do swojego ciała. Jest narzędziem w naszych rękach, przedmiotem, rzeczą, nad którą trzeba pracować, którą trzeba ulepszać i poprawiać.
– Ono nie służy do tego, by coś z jego pomocą przeżywać albo żeby ktoś je dotykał. Ma być doskonałym obrazem do podziwiania – mówi Paweł Droździak. – Ten obraz nigdy nie jest dość doskonały, bo kobieta porusza się między dwiema skrajnościami: „nie będę jeść nic, schudnę i będę doskonała” oraz: „będę jadła, ile chcę, bo mam prawo i jestem tego warta”. Każda skrajność prowadzi prędzej czy później do drugiej, a poruszanie się między nimi – do depresji.
Nauka wciąż nie wie
Odkąd coraz więcej czytam na temat najnowszych metod odchudzania, często bardzo ze sobą sprzecznych, jestem skłonna uwierzyć tym osobom, które mówią, że stosowały już milion diet i nie mogą schudnąć. I tym, które uprawiają sport, a szczupłe nie są. I tym, które twierdzą, że naprawdę się nie obżerają, jedzą jak wróbelek, a tyją. To wszystko może być prawdą – nie ma bowiem żadnego dowodu naukowego na to, że nadwaga i otyłość bierze się z bilansu dodatniego, czyli nagromadzenia kalorii w większej ilości, niż jesteśmy w stanie spalić. Zrobiono nawet badania medyczne dotyczące wpływu aktywności fizycznej na spalanie kalorii i na otyłość – eksperci Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego oraz Amerykańskiego Ośrodka Medycyny Sportowej ogłosili, że aby utrzymać dobre zdrowie, niezbędny jest 30-minutowy wysiłek fizyczny średnio pięć razy w tygodniu. Jednak przyznali też, że choć rozsądnie jest założyć, że osoba z wysokim dziennym wydatkiem energetycznym będzie z biegiem czasu mniej narażona na wzrost wagi niż osoba z niskim dziennym wydatkiem energetycznym, to dane na potwierdzenie tej hipotezy nie są szczególnie przekonujące. Czyli mówiąc wprost – uprawianie sportu nie powoduje, że chudniemy – jedynie zapobiega gromadzeniu się zbędnych kilogramów. Związek masy ciała z wysiłkiem fizycznym jest „bardziej złożony, niż się powszechnie uważa” – stwierdzili bezradnie naukowcy.
Z innych badań poświęconych wpływowi aktywności fizycznej na wagę ciała, prowadzonych na Uniwersytecie Kalifornijskim Berkeley oraz Uniwersytecie Stanforda, w których analizie poddano 13 tysięcy biegaczy, wynika, że co prawda ci, którzy biegają najwięcej, przytyli najmniej, ale z roku na rok wszyscy, nawet ci, którzy pokonywali po 13 kilometrów 5 razy w tygodniu, przybierali na wadze…
Broń Boże, nie zniechęcam nikogo do aktywności, przeciwnie, gorąco namawiam – ruch, jak wiadomo, sprzyja zdrowiu, utrzymuje w dobrej kondycji i poprawia samopoczucie (zbawienne endorfiny!). Warto jednak wiedzieć, że sport nie odchudza, co najwyżej oddala w czasie tycie… To co odchudza? Będziecie zaskoczone, ale… jedzenie!
Jeść, ale jak?
Anna Krasucka, trener, doradca żywieniowy, dietetyk TCM z Akademii Odżywiania dla Zdrowia „Pięć Smaków” (www.piecsmakow.com.pl), jest przeciwniczką wszelkich diet odchudzających. Jej zdaniem osoby otyłe, które je stosują, nie przestawiają się na zdrowe odżywianie – one po prostu się głodzą.
– Problem takich diet polega na tym, że ciało, owszem, chudnie, ale tylko na chwilę, a jednocześnie człowiek jest niedożywiony. Po skończonej diecie wraca ogromny apetyt, chce się jeść, organizm rozpaczliwie woła o jakiekolwiek jedzenie, bo ma ogromne niedobory. Każda ilość jedzenia jest przez niego natychmiast magazynowana, no bo wiadomo – musi się zabezpieczyć na wypadek kolejnej „głodówki”. I mamy efekt jo-jo, znów tyjemy, i to jeszcze bardziej niż przedtem.
Anna Krasucka podchodzi do tematu inaczej, uważa, że chcąc schudnąć, trzeba jeść. Co? Pełnowartościowe, odpowiednio skomponowane produkty, które prawidłowo odżywią organizm osoby otyłej, a ten się wtedy wyreguluje, czyli zacznie zdrowieć. „Skutkiem ubocznym” będzie powrót do naturalnej wagi ciała.
Opowiada, że przychodzą do niej klientki, które mimo starań i diet przygotowanych przez dietetyków nie mogą schudnąć. – Pokazują mi nawet szczegółowo rozpisane diety, które nie działają. Nie czytam ich już, bo widzę, że są klasyczne, takie same dla wszystkich. Dziewczyny się głodzą, bo diety są niskokaloryczne, a na dodatek oparte na zbyt małych porcjach (np. jedna kanapka chleba pełnoziarnistego z chudą szynką). Sama bym miała problemy z przestrzeganiem takiej diety – mówi. – Diety odchudzające są też zbyt jednostronne, np. białkowa. Nie jest tu w ogóle brany pod uwagę człowiek i przyczyny jego otyłości. A każdy ma inne, i standardową dietą cud nic się nie osiągnie. Dla mnie najważniejsza jest przyczyna zaburzenia i usunięcie jej. Wtedy problem rozwiąże się sam.
Jedni chudną szybciej, drudzy wolniej – to naturalny proces. Dlatego Anna Krasucka przestrzega, by się nie porównywać, bo to może spowodować spadek motywacji. Zamiast patrzeć na innych, lepiej obserwować siebie, swój organizm, i zauważać już te małe sukcesy: niewielki spadek wagi, poprawę samopoczucia. Ale też nie myśleć bez przerwy o jedzeniu. – Najpierw trzeba uświadomić sobie, dlaczego coś zmieniam, jaka jest tego przyczyna. Potem radzę przestać myśleć o schudnięciu, a zacząć o tym, że chcę być zdrowa – mówi Anna Krasucka. – Takie nastawienie, od zupełnie innej strony, czyni cuda. Kolejnym etapem jest wprowadzenie w życie odpowiednich zaleceń i pełna konsekwencja.
Waga – kwestia indywidualna
Zamiast liczyć kalorie i starać się zmieścić w odpowiednim przedziale wskaźników BMI – wystarczy dostarczać organizmowi wartościowych składników i dobrze czuć się ze sobą. A waga sama dojdzie do optymalnego dla nas poziomu. Mniej czy bardziej szczupła, niska lub wysoka, ruda czy niebieskooka – jesteś niepowtarzalna i nie daj sobie wmówić, że jedynie rozmiar S lub M nie dyskwalifikuje cię jako wartościowego człowieka. Odchudzanie potrafi być prawdziwym koszmarem – w dodatku rzadko kiedy działa, zatem jeśli chcesz być szczęśliwa i zdrowa, po prostu zadbaj o to, co i jak jesz. I żyj normalnie. Zaufaj sobie i swojemu ciału.
Waga jest taką samą indywidualną cechą człowieka jak np. kształt nosa. Poza tym z biegiem lat się zmieniamy – skoro nie wyglądamy jak 10 lat temu, dlaczego oczekujemy, że będziemy ważyć wciąż tyle samo? Bo niektórym to się zdarza? Pogódźmy się ze sobą takie, jakie jesteśmy, ale dbajmy o to, co jemy. Znajdujmy czas na gotowanie, a nie tylko odgrzewanie gotowych dań, cieszmy się sezonowymi produktami, przypominajmy sobie stare i poznawajmy nowe smaki, i nigdy nie spieszmy się, gdy jemy. Cieszmy się jedzeniem i życiem, zapominając raz na zawsze o odchudzaniu.
Niewłaściwe odchudzanie
W ludzkim organizmie działa mechanizm kompensacji – im więcej kalorii spalamy, tym więcej ich później musimy dostarczyć, by uzupełnić deficyt. Na dłuższą metę taki tryb życia jest nie do wytrzymania. Organizm – zmęczony walką – zwalnia metabolizm, musimy się więc coraz bardziej starać. Wynikiem tej nierównej walki jest m.in. większa senność, zmęczenie, mniejsza energia. Stajemy się drażliwi, zniechęceni. Przesadna troska o kilogramy powoduje stres, a stres źle wpływa m.in. na gospodarkę hormonalną i poczucie szczęścia.