1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

Ogon komety

„Zwierciadło” zaproponowało mi pisanie bloga na swoim portalu. To taka niemoralna propozycja, można ją odrzucić, czy jednak wypada? Problem, że prawie wszyscy blogują, kto więc mnie usłyszy w tym zgiełku. Po co od razu być słyszanym? I czy pisząc tak wiele, mam jeszcze wolną krew, kości i mięso, by je rzucić wam na pożarcie?

A jednak zgodziłem się. Podobnie jak na swój jubileusz. Taki jubileusz kojarzy się z upupieniem starca, co genialnie opisał Boy, ośmieszając w swej fraszce jubileusze raz na zawsze. Nagle jednak zaczęło mi zależeć, by zrobić to z metafizycznym rozmachem. Chyba udało się, byli ludzie ze wszystkich pokoi i niepokoi mego życia, z dzieciństwa, z klasy, nawet z mojej celi w więzieniu. Mama przeczytała trzy takie ładne wiersze, jeden o moich narodzinach, ale kiedy ja czytałem swój wiersz o niej, krzyknęła w złości: „to ja ci dziękuję, synu...!”. Pytałem: „mamo, a na co ty się tak gniewasz?”. „Napisałeś, że jestem stara”.

Ania Nasiłowska, mówiąc o moich felietonach, tych jeszcze z paryskiej „Kultury”, zauważyła, że byłem w latach 80. pierwszym w Polsce blogerem. Że też coś tak oczywistego nigdy mi nie przyszło do głowy. Patrząc na znajomych zgromadzonych na sali, myślałem: wszystko, co pamiętam z przeszłości, to jak kosmiczny pył i garść frunących kamyków pamięci... Nasza pamięć kręci film życia, ale akcja się rwie. Są tylko sceny, czasami nawet z zapachem, kolorowe lub czarno-białe, z puentą lub bez. Kręcimy nieustannie taki film w naszej głowie, z czasem coraz więcej scen blednie, ale niektóre takie wyraźne nawet po latach, jakby kręcone wczoraj...

Rozmawiam o tym z Andrzejem Wajdą i Krystyną Zachwatowicz. Pytam Wajdę, czy pamięta fiordy na szwedzkim wybrzeżu, staliśmy w oknie, w którym burzyło się granatowe morze, rzucił wtedy: „co za ponurość, tylko popełnić samobójstwo”. Zamyśla się i mówi: „wiesz, nie nakręciłem tego w głowie, ale pamiętam tylko ten nastrój wisielczy...”. Wtedy Krystyna pyta mnie, czy nakręciłem scenkę w swoim gabinecie w Sztokholmie, byłem tam dyrektorem dopiero od kilku dni. Królestwo Instytutu Kultury właśnie opuścił mój poprzednik, oficer Służby Bezpieczeństwa. Na ścianach obrazy, które pewnie lubił, kiczowaty rysunek damskiego tyłeczka z różą. Zachwatowicz wykrzyknęła: „Jezus Maria!”, i załamała ręce. (Nikt tak pięknie jak ona nie załamuje rąk). Wszedłem od razu na krzesło i zdjąłem dzieło. To jej scena i jej kamyk.

Pamiętam dokładnie to samo. A to rzadkie, zwykle tę samą scenę pamiętamy trochę lub zupełnie inaczej. Nie ma więc jednego filmu, są wersje. Czy nie ma więc też jednej prawdy? A historia jest tylko prawdą z trudem uzgodnioną.

Znowu wracam na swój jubileusz. Kiedy patrzę na salę, z każdym z mych gości kojarzy mi się inny kamyk wspomnień. W pierwszym rzędzie Piotr Paszkowski, teraz szef gabinetu ministra Sikorskiego... Rok ’68, śpimy w nędznej izbie drewnianej chałupy gdzieś pod Karwią. Nagle wkracza gospodarz, zakłopotany, ale twardo mówi, że ma innych gości, wynocha! Opiera się o stół tak, by mu się napiął muskuł. Po latach jego twarzy nie pamiętam, mięsień tak. Obok Zosia Nowak, żona już od dawna nieżyjącego Tadeusza Nowaka, świetnego poety. Mrok stanu wojennego, a my w blasku światła pijemy wódkę, trąca się ze mną kieliszkiem żona Pawła Jasienicy. Teraz już wiem, że agentka SB, kryptonim „Ewa”.

Rząd dalej Adam Sandauer, Agnieszka i Monika, moi przyjaciele z dzieciństwa... Siedzę oto z Adamem pod łóżkiem, ciemno, dziewczynki tańczą tylko w majteczkach, umieram z ciekawości, więc wznoszę się na wyżyny dyplomacji: „zapalcie światło, nie ma się czego wstydzić, to tylko skóra”. I tak mógłbym gromadzić te kamyki przez całą noc.

Czy kiedy odfruwamy z tego świata, jak za głową komety ciągniemy za sobą warkocz płonących kamyków wspomnień?

Czytaj więcej na na

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze